Do Wisły dojechaliśmy zapchanym do granic możliwości pociągiem. Już w Katowicach wagon do przewozu rowerów był zapełniony w 200% a potem jeszcze kilku rowerzystów się wepchało. Nam na szczęście udało się zapakować bezboleśnie bo byliśmy na peronie gdy pociąg się podstawiał. Droga powrotna wiodła do Skoczowa WTR a następnie w rejon zapory na jeziorze Goczałkowickim najkrótszą możliwą drogą ale wygodną i z minimalnym ruchem. Najgorszy odcinek to dojazd do zapory w rejonie dworca w Zabrzegu. Dziury niemiłosierne, nierówności. Nie wiem komu przyszło do głowy by to nazywać Wiślaną Trasą Rowerową. Od zapory już znowu przyjemnie aż do dworca w Kobiórze gdzie planowaliśmy zakończyć i wrócić pociągiem. Nie udało się jednak bo pociąg przyjechał taki nabity że nie było szans na wejście z rowerem. Kontynuowaliśmy więc drogę do Tychów czyli kolejne 11 km. Z dworca w Tychach dojechaliśmy do Katowic pociągiem podstawianym na stacji Tychy Lotnisko. Na pociągi ze Zwardonie lub Wisły nie było co liczyć.
Skomentuj