Celem dzisiejszej wyprawy miała być przepiękna cerkiew w Sękowej ale życie /czytaj warunki drogowe/ napisało inny scenariusz. Trasę zacząłem na przełęczy Małastowskiej skąd niebieskim szlakiem po grzbiecie pognałem w kierunku Bańskiej góry. Trasa wydawać by się mogło łagodna i bezproblemowa gdyby nie poprzecinana niezliczoną ilością rowów biegnących w poprzek drogi. Takie kałuże zawsze stanowią zagadkę. Bo nie wiadomo czy mulista i złapie koło a ja polecę na twarz w bajoro czy też głęboka i złapie przednie koło jak w kleszcze a ja przez kierownicę przelecę jak na karuzeli. Długo udawało mi się przejechać bez wpadek. Błota na ubraniu i rowerze nie zaliczam do tragedii. Jedna kałuża była bardzo złośliwa. Dopasowana rozmiarem do 29 calowego koła i głęboka na 35% wysokość. Koło utknęło jak w imadle a ja przez kierownicę z rowerem zahaczonym siodełkiem o plecak i między nogami wylądowałem na czterech łapach w błocku. Rower mnie przygniata i za pierona nie mogę go odhaczyć od plecaka. Ręce i nogi mam rozłożone. Próbuję się jakoś pozbierać ale ślizgam się w tej kałuży jak na zjeżdżalni. Przednia zabawa. Kiedy dołączyłem do reszty ekipy jadącej spokojnie asfalcikiem z Zajazdu pod Magurą znajomi śmiali się, że jak snajper wtapiam się w otoczenie. Droga do Bartnego miała przebiegać bezproblemowo ale postanowiłem zobaczyć dokąd biegnie asfaltowa jezdnia pojawiająca się w środku lasu. Asfalt przedni i to droga przygotowana do wywozu drewna ale niestety wyjeżdża za Bodakami. Chcący dostać się do Bartnego skręciłem na żółty szlak pieszy. Ponieważ drogą spływają liczne potoki. budowniczowie szlaku zabezpieczyli drażliwe fragmenty kładąc 10 cm belki w poprzek drogi. Błota nie ma rower nie grzęźnie myślę cudownie i w tym momencie jeb o glebę. Namoczone okorowane belki śliskie jak lód wystarczyło lekkie pochylenie roweru na bok i gleba. Nim zjechałem na dół zaliczyłem jeszcze dwie. Kiedy spotkałem moją ekipę przy cerkwi w Bratnym wyglądaliśmy jak ludzie z dwóch odległych światów. Resztę trasy zaliczyliśmy już bez niespodzianek bo droga z Bodaków do Wapiennego okazała się nieprzejezdna w tych warunkach a jadąc z Sekowej przez Owczary musieliśmy przejeżdżać przez las. Biorąc pod uwagę moje dzisiejsze doświadczenie wróciliśmy spokojnie asfaltem do knajpy na obiad a potem poszliśmy nazbierać trochę grzybów na kolację.
Skomentuj