Majowa wycieczka rowerowa - naszym celem jest Lanckorona. Ta urokliwa miejscowość usytuowana jest na szczycie wzgórza o wysokości 545 mnpm. Tak więc, by podziwiać jej skarby - trzeba przygotować się na 4-ro kilometrową wspinaczkę, w czasie której pokonujemy ok.200 m w pionie. Trasa prowadzi bocznymi drogami asfaltowymi o znikomym natężeniu ruchu, za wyjątkiem ostatniego odcinka. Po drodze rzut okiem na zabytkowe dwory w Stryszowie i Zambrowie.
Lanckorona założona została w 1361 r. przez Kazimierza Wielkiego u stóp zamku na szczycie Góry Lanckorońskiej. Prawa miejskie utraciła w 1934 r. Dziś to senna, malownicza i klimatyczna miejscowość, przyciągająca swą atmosferą artystów i wszelakiej maści wycieczkowiczów. Jej centrum stanowi rynek otoczony zabytkowymi, drewnianymi chałupami, z którego roztaczają się kojące widoki na otaczające góry. Atmosfera jest tu raczej senna, baśniowa. Można odnieść wrażenie, że czas płynie tu wolniej...
Powyżej rynku znajdują się ruiny zamku z XIV w. Jego zacienione sąsiedztwo, dziś często wykorzystywane jest jako miejsce piknikowe.
Kontynuując wycieczkę docieramy do Kalwarii Zebrzydowskiej - ośrodka ruchu pielgrzymkowego przy sanktuarium pasyjno-maryjnym oo. bernardynów, które zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miejsce samo w sobie bardzo urokliwe. Jednak spory ruch, dużo autokarów, na straganach szwarc, mydło i powidło...
Dalsza część trasy to wyścig z czasem. Zbliżające się opady, weryfikują przebieg dalszej trasy i decydujemy się wrócić do zaparkowanego samochodu najkrótszą i najszybszą wersją, czyli drogą krajową 52. Zdecydowanie odradzam. Te 10 km to nieustanne ocieranie się o śmierć. Nonszalancja, głupota i zwykłe chamstwo niektórych kierowców - mogą skutecznie odebrać radość podróżowania rowerem. Jakimś cudem przeżyliśmy...
Skomentuj